top of page

Dlaczego warto pojechać do Bułgarii?

  • Zdjęcie autora: U&W Story
    U&W Story
  • 12 kwi 2020
  • 5 minut(y) czytania

Zaczęło się od tanich biletów

Jestt!! Zakupione!!! Nasz wspólny wyjazd do Bułgarii rozpoczął się o zakupu tanich biletów. Gdyby nie to, sama nie wiem, czy polecielibyśmy akurat w te strony, bo na naszej liście było wiele innych kierunków wyżej Bułgarii- ale oczywiście była w planach.

Bilety zakupione na serio tanio, bo zapłaciliśmy 80 zł za wszystko Ryanairem z Krakowa. Termin to końcówka kwietnia- wydawał się idealny, bo według prognoz pogody miało być ciepło, a nie mroźnie, więc idealnie. Pięciodniowy plan na podbicie Bułgarii zorganizowany. Nic tylko lecieć i działać :)

Mieszkając w chmurze

...i tak znaleźliśmy się w “chmurze” w miasteczku Pomorie. Dokładnie tak…..Bułgaria przywitała nas deszczem i wiatrem...gdzie my przygotowaliśmy się na leżenie na plaży...ufff….

Właściciel noclegu, który wynajmowaliśmy przyjechał po nas na lotnisko i po 15 minutach znaleźliśmy się w pięknym małym, rybackim miasteczku...ale... totalnie pustym.

Horror w mieście

Na miejsce dotarliśmy po zmroku, więc rozpakowaliśmy się i skoczyliśmy na “starówkę”, którą znajdowała się od nas jakieś 5 minut pieszo. Chcieliśmy coś zjeść ale oprócz ulicznych świateł i ciągłej mżawki spadającej z nieba nie widzieliśmy nic.

Cały czas idąc przed siebie szerokimi uliczkami mijaliśmy nieczynne restauracje.

W niektórych tylko szyldy się świeciły. Totalna cisza, czasami włączały się maszyny dla dzieci. Jak w horrorze, zaczynały się świecić, ruszać, śmiać i grać na całego...najbardziej przerażający był Pan Ciuchcia….aż ciarki przechodzą...wryy...

Cali mokrzy, już trochę wściekli w końcu znaleźliśmy! Jest całodobowy sklep...i co najlepsze, jest czynny :) Dziwne, bo niby kto miałby tam coś kupować jak w całej okolicy nie było żywej duszy, prócz właściciela naszego lokum...no ale, ważne, że był :)

Zrobiliśmy zapasy i ruszyliśmy znów w stronę spania- za nocleg zapłaciliśmy 500 zł za cały pobyt.

Przygoda z Panem “Żulem”

Następnego dnia pobiegliśmy w stronę morza. Już nie padało (na szczęście) ale nadal było jakoś tak mrocznie i wcale nie było ciepło. Zrobiliśmy mnóstwo zdjęć i przetuptaliśmy dużooo kilometrów. Znaleźliśmy też czynną restaurację!

Kolejny dzień to poszukiwania samochodu :) Chcieliśmy wynająć auto, ale okazało się to nie lada wyzwaniem. Biorąc pod uwagę fakt, że było jeszcze przed sezonem i wszyscy raczej powoli przygotowywali się do przyjęcia turystów niż faktycznie ich przyjmowali nie było to łatwe. No więc, biegaliśmy od miejsca do miejsca, które GPRS pokazywał ale wszędzie było nieczynne. “Ciekawe co mieszkańcy robią podczas, gdy nie ma sezonu?”- cały czas zastanawialiśmy się.

Spotkaliśmy w końcu Pana “Żula, który chcąc wyciągnąć pieniądze zaprowadził nas do Pani wypożyczającej samochody. Nie muszę dodawać, że tego miejsca nie było na naszych mapach. W tzw. biurze, a bardziej pomieszczeniu przypominającym stary pokój siedziała starsza kobieta, która siedząc za biurkiem i paląc non stop papierosa starała się z nami porozumieć. Ona nie mówi po angielsku, my nie mówimy po bułgarsku...ale z pomocą Pana Google udało się jakoś dogadać. Dała nam umowę do podpisania, z której nic nie wiedzieliśmy, bo była napisana w ojczystym języku tej Pani i dostaliśmy kluczyki do auta. Za wypożyczenie tego cuda zapłaciliśmy jakoś około 60 Leva za 3 dni. Trzeba było oczywiście zostawić kaucję w wysokości 100 Leva.

Sozopol z turkusową wodą

Pierwszym celem był Sozopol jako miejsce najbliżej położone. Piękne stare miasteczko ze śliczną plażą na samym środku i wspaniałą turkusową wodą. Byłoby naprawdę wspaniale, gdyby faktycznie pogoda choć ciut poprawiła się. Mimo wszystko spędziliśmy tam kilka dobrych godzin, bo chcieliśmy dokładnie wszystko zobaczyć- Waldek zrobił zdjęcie chyba każdemu budynkowi w tej miejscowości :)

Łódką z delfinami

Kolejno przyszedł czas na Varne. Postanowiliśmy pojechać do Delfinarium :)

Droga zajęła nam chwilę, biorąc pod uwagę ciągłe remonty, które utrudniały ten sprawny ruch. Dojechaliśmy do celu. Oczywiście problem z parkingiem. Wychodzi Pan z restauracji obok i kieruje nas na plac właśnie przy tej restauracji, mówiąc przy tym po angielsku!! Woww!! W końcu!- pomyśleliśmy.

Bardzo uprzejmy Pan :)

Weszliśmy do obiektu- ogromny, śliczny ale wszędzie wszystko w języku bułgarskim.

Nie ma ani słowa w języku angielskim, a szkoda, bo były fajne obrazki, więc i tekst musiał być interesujący :) Kupiliśmy bilet- 20 Leva za osobę. Wchodzimy na spektakl, a tu taki mały, okrągły basen, a wkoło krzesełka, jak w amfiteatrze. Całe widowisko prowadzi parka trenerów delfinów, którzy wszystko opowiadają w języku...bułgarskim. A niech to!

Ale delfiny świetne, trzy małe żyjątka, które cały czas starały nam się coś powiedzieć. Ich sztuczki były powalające :)

Pod koniec występów wydawało mi się, że następuje czas dla widowni, aby popływać z delfinami, ponieważ wszyscy zaczęli się zgłaszać. Pomyślałam, że jak wszyscy to i ja :) I stało się, z całego grona osób wybrali właśnie mnie. Wsadzili mnie do maleńkiej łódki i wrzucili na sam środek tego basenu. Na początku się bałam, bo totalnie nie miałam pojęcia co ci ludzie do mnie mówią, ale wiedziałam, że na pewno krzywda mi się nie stanie :) Pływałam sobie, więc po basenie w tej maleńkiej łódce, a delfiny wkoło mnie- jednego z nich nawet pogłaskałam :) Po czym wszystkie na komendę zaczęły pchać mój pojazd do brzegu. Przygoda zakończyła się pełnym sukcesem :) Fajnie było spotkać delfiny :)

Krwawe legendy

Następny punkt zwiedzania to przemagiczny Przylądek Kaliakra. Totalnie zapomniany, a żeby znaleźć go w internecie musiałam przegrzebać i grzebać, bo raz rzucił mi się w oczy, a później ślad po nim zaginął.

Ustawiliśmy GPRS i jechaliśmy około 6 godzin. Końcowa część trasy wyglądała dziwnie, przez chwile byłam przekonana, że to pomyłka i nigdy nie dotrzemy do tego miejsca, bo nie jest już turystyczną częścią Bułgarii. Jechaliśmy przez pola, przez wykopki, przez dziwne polne drogi, aż tu nagle...jest!!! To właśnie to!!! Wspaniałe! Przecudne, prześliczny cud natury! Zrobiło się słonecznie i ciepło. Śmiało można było położyć się na plaży i wygrzewać na słońcu.

To nasze magiczne miejsce przypominało cypel o długości około 2 km, gdzie w koło otaczały go wysokie, jak budynki skały- szacowaliśmy, że osiągały około 60 m wysokości. Przeczytałam też, że w skalach stworzone zostały podwodne jaskinie, w których pewnie żyją przedziwne potwory :)

Wracając do skał- byłam nimi zachwycona przez ich różowy odcień. Wszystko idealnie z sobą pasował i składało się w obrazek jak z widokówki.

Szukałam informacji dlaczego akurat taki kolor barwi te skały....ale znalazłam same legendy. Jedna z nich mówi o tym, że w twierdzy przebywało 40 niewiast, które bojąc się najeźców splotły jeden warkocz ze swoich długich włosów i skoczyły do wody. Zginęły na miejscu, a ich krew rozprysnęła się po skałach i przetrwała do dziś. Straszna opowieść ale miejsce prześliczne.

Romantyczny klimat

Kolejny dzień i kolejny przystanek- Nesebyr. Jest to antyczne miasto, które znajduje się na światowej liście dziedzictwa kultury UNESCO, więc nie mogło nas tam zabraknąć :)

Robi ogromne wrażenie, bo uliczki, sklepy, domy, mury oraz cerkwie- wszystko zbudowane jest z kamienia. Tworzy to niesamowity klimat, a w połączeniu z dźwiękiem morza i restauracjami romantyczny czar. Zwiedziliśmy każdy zakątek tego malowniczego miasteczka, a Waldek zrobił zdjęcie chyba każdej kamiennej cegłówce. Następnie pojechaliśmy centralnie do kurortu Słoneczny Brzeg i okazało się przepięknie! Czyste, prawie przeźroczyste morze i szerokie piaszczyste plaże- na ten moment niczego więcej nam nie było potrzeba.

Zjedz rekina mówili!

Bułgaria nie zachwyciła nas jednak pod względem kulinarnym. Może też przez to, że nie było jeszcze sezonu i większość restauracji było nieczynnych, albo może przez to, że nie trafiliśmy na dobrą :) W sieci czytałam, że w Bułgarii należy spróbować rekina, ale nie natrafiliśmy na żadne miejsce, gdzie podawanoby takie przysmaki. Do tego co próbowaliśmy nie mam zastrzeżeń ale były to dania, które spokojnie zamówilibyśmy w Polsce.


Mamy fajnego Instagrama :)

Zobacz naszego Instagrama, tam jest dużo fotek z podróży: https://www.instagram.com/u_and_w_love_story/?hl=pl


Zerknij na nasz film “Szpaku & Kubi Producent - Kochaj Mnie”

Stworzyliśmy romantyczne video z zimowej wyprawy w góry. Zobacz i daj znać co o mim myślisz :)

“...bo kochamy zwiedzać z obiektywem”




Comments


Subskrypcja

©2019 by U&W Love Story

bottom of page